Bocian i Lola
Nahacz, Mirosław: Bocian i Lola

Bocian i Lola

Dalo by se říci, že veškerá tvorba Mirosława Nahacze, ať už hotové knihy či nepublikované texty, vypovídá o ztrátě sebe sama v realitě.

V knize čtenář narazí na jednu takovou scénu, přestože ne hned na začátku: muž, který sleduje spící milenku, se dlaní dotýká divného, černého znamínka na jejím těle. Žena se probudí výkřikem a začne se bránit a v totálním vzteku naslepo bít. Muž a vypravěč příběhu v jedné osobě je přesvědčen, že podivné skvrny po těle jsou bránami do jiného světa.

Dalo by se říci, že veškerá tvorba Mirosława Nahacze, ať už hotové knihy či nepublikované texty, vypovídá o ztrátě sebe sama v realitě. Osiem cztery (Osm čtyři) začíná scénou mladíků, kteří sbírají halucinogenní houbičky na louce, a končí vizí atomového hřibu, jež pohltí celý svět, stránky útlé knihy zaplňuje popis jedné párty a reminiscence do minulosti, do „období“ alkoholovo-drogových experimentů. Vypravěčem Nahaczova debutu je mladý kluk, který je schopen ovlivňovat druhé lidi, nutit je ke konkrétní reakci, mladík, který se z nudy baví emocemi svých kamarádů, až se mu hra jednou sama vymstí, a to ve chvíli, kdy se ocitne na střeše, neví, kudy slézt, a má strach. Hrdina knihy Bombel je stárnoucí alkoholik, místní hejsek z malé vesničky, napůl dítě, napůl kriminálník, který vysedává na autobusové zastávce, trpí samomluvou, sám pro sebe si vypráví historky a rozmlouvá s hrdiny vlastních příběhů. Obě tyto knihy se odehrávají v jihovýchodním cípu Polska, v Nízkých Beskydech, rozlehlé oblasti typické pro Lemky a pravoslaví. Bocian i Lola (Čáp a Lola) se odehrává ve Varšavě, v šedé metropoli postkomunistických sídlišť a globálního konzumu.

Partička kamarádů požívá podivné drogy, „časových měničů“, v nichž jsou rozpuštěny rozličné texty a jejich všehochuť – pornografie, noviny, Bible, beletrie – podle momentální nálady a tvůrčí invence. Text je pohlcen drogou („historie nejsou pouze písmena ( …) že by roztok časových měničů uměl číst?“) a zůstanou po něm prázdné stránky. Dealerem a duchovním otcem „měničů“ je Čáp (Bocian), „byl spíše menší a shrbený, místo očí měl pouhé zornice, vždy nosil kapuci a jen málokdy odhalil svoji tvář, vyhýbal se totiž světlu.“ Lola (lo-la, jazyk nahoře, jazyk dole, čili diskrétní konotace na Nabokova), je potom jedinou osobou, která může našeho hrdinu zachránit.

Čtenář je zahlcen výčtem příběhů a prostor, stejně jako dalšími snovými vrstvami (stařec ve vylidněné mrtvé vesničce v polském pohraničí, vlak s černo pomalovanými okny, sleva z výseku v supermarketu – zvířecí jatka live, brankář před moderním klubem, kam se všichni snaží dostat, Stadion Desetiletí/ Tržnice Evropa, nejkurióznější tržnice v těchto končinách, atd.), vypravěč si prsty zacpává oči („dovnitř lebky“), aby viděl ostře, kouše se do vlastního těla („nikdy jsem si nebyl jistý, jestli jsem se opravdu probudil, měl jsem na rukou jizvy po vlastních zubech. Kůži jsem však měl čím dál tím tvrdší. A zuby už na ni nestačily. U postele jsem musel mít jehlu.“), aby se probudil z tripu, sesumíroval si zmatené vyprávění. Další kapitoly potom uzavírají a načínají další jeho úmrtí.

Čáp a Lola – zlo a dobro, dvě odvěké síly, jež soupeří o člověka. Konec: „Okolí se vybarvuje, a Lola, Lola bez tváře, místo níž je vidět černé místo se dvěma bělmy v očích a hlavu má zakrytou kapucou, mi podává sklenici s vodou, říká, abych ji vypil, čemuž rozumím, a tak ji v klidu vypiju a zavřu oči. (…) Zavřel jsem oči, jak jsem to měl vyzkoušené, v hlavě prázdno, snažil jsem se na něco vzpomenout, soustředit se na konkrétní výraz, zvuk, cokoli, uvnitř však už nebylo nic“, tabula rasa, je tedy možné, že jde o paralelu k textu smíchaného s roztokem „časového měniče“.

Jde o velmi podivnou prózu. Spanilé, katastrofické vize končícího světa, světa lidí hnijících v klubu, kteří maskují příznaky rozkladu dalšími vrstvami make-upu, lidí z kategorie „prachatej chlap z firmy“, s břichem nebo bez něj, atd., jsou popsány jazykem ustálených reklamních hesel: „Hrany vlaku mi připadaly stejně ostré jako nože z teleshoppingu, jako telefonicky objednaný zázrak vybroušený laserem“. Jako by ironie, zpočátku podprahová, byla promarněna jazykem silně vtíravého marketingu, jako by si dekadence a emanace beznaděje našly svůj výraz v hurá optimistickém jazyce ideálního světa z barevných časopisů. A nic už je nemůže zachránit. „Vzbudíš se, otevřeš oči a budeš na černém dnu.“

Krystyna Mogilnicka (překlad: Bára Gregorová)

 

 

Mirosław Nahacz: Bocian i Lola

Jest taki obraz, choć wcale nie na początku książki, jak mężczyzna, patrząc na nagie, śpiące ciało kochanki, dotyka dłonią dziwnego, czarnego znamienia na jej ciele. Kobieta budzi się z krzykiem i zaczyna się bronić, bić na oślep w absolutnej furii. Mężczyzna, narrator powieści, myśli, że dziwne plamy na jej ciele, to bramy do innego świata.

Można by powiedzieć, że wszystkie książki Mirosława Nahacza, te wydane i te nie wydane, są o zagubieniu się w rzeczywistości. Osiem cztery zaczyna obraz chłopców zbierających halucynogenne grzyby na łące, a kończy wizja grzyba atomowego pochłaniającego świat; karty pomiędzy wypełnia opis jednej imprezy i reminiscencje przeszłości, „fazy” alkoholowo-narkotycznych eksperymentów. Narratorem tego debiutu Nahacza jest młody chłopak, obdarzony talentem sterowania nastrojami innych, wywoływania w nich określonych reakcji, bawiący się z nudów emocjami kumpli, którego gra dogania i pochłania w momencie, w których siedzi na dachu bez żadnej możliwości zejścia w dół i się boi. Bohater Bombla to podstarzały alkoholik, wioskowy głupek o osobowości dziecka i mordercy jednocześnie, siedzący na przystanku autobusowym w małej wiosce i gadający do siebie, opowiadający sobie historie i rozmawiający z bohaterami własnych opowieści. Obie, pierwsze książki Nahacza, dzieją się na południowo-wschodnich krańcach Polski, w Beskidzie Niskim, kraju Łemków, przestrzeni i prawosławia. Bocian i Lola dzieje się w Warszawie, szarej metropolii postkomunistycznych blokowisk i pokomunistycznej konsumpcji.

Grupa kumpli bierze dziwne narkotyki, „zmieniacze czasu”, w których rozpuszczone są wszelkie teksty, na które mieli ochotę – pornografia, gazety, Biblia, literatura – w zależności od własnej fantazji i inwencji. Tekst wchłania się w narkotyk („historia to nie tylko litery (…) może roztwór zmieniaczy czasu potrafił czytać?”), zostają puste kartki. Dealerem i pomysłodawcą „zmieniaczy” jest Bocian, „raczej niski i pokurczony, zamiast oczu miał same źrenice, chodził w kapturze, rzadko widzieliśmy jego twarz, bo starał się, aby nie dochodziło do niej światło”. Lola (lo-la, język na górze, język na dole – dyskretne wspomnienie Nabokova) jest jedyną osobą, która może uratować bohatera.

Wpadając w kolejne opowieści i przestrzenie (starzec w wysiedlonej, martwej wiosce na skraju Polski, pociąg o zamalowanych na czarno oknach, promocja rzeźni w supermarkecie – zarzynanie zwierząt jako live show, bramkarz przed modnym klubem, do którego wszyscy chcą się dostać, Stadion Dziesięciolecia/Jarmark Europa, najbardziej kuriozalne targowisko w tej części świata, itd.) jak w kolejne rozdziały sennej mary, bohater wciska sobie palce w oczy („do wnętrza czaszki”), by widzieć ostro, wgryza się we własne ciało („Nigdy nie byłem pewien, czy na pewno się obudziłem, miałem na rękach blizny po własnych zębach. Ale moja skóra robiła się coraz twardsza. Zęby już nie wystarczały. Obok łóżka musiałem trzymać szpilkę.”), by obudzić się z tripu, poskładać w głowie rwiące się narracje. Kolejne części zamykają i otwierają kolejne śmierci bohatera.

Bocian i Lola – zło i dobro, dwie odwieczne siły walczące o człowieka. Koniec: „dookoła robi się kolorowo, a Lola, Lola, która zamiast twarzy ma czarne miejsce z dwoma bielmami oczu i głowę nakrytą kapturem, podaje mi szklankę z wodą, mówi, żebym wypił, a ja to rozumiem, wypijam i ze spokojem zamykam oczy. (…) Teraz wreszcie budziłem się powoli. (…) Zamknąłem oczy w sprawdzony sposób, w głowie miałem pustkę, próbowałem sobie coś przypomnieć, skupić na jakimś obrazie, dźwięku, na czymkolwiek, ale w środku nie było już nic”, tabula rasa, paralelna być może do tekstu potraktowanego roztworem „zmieniacza czasu”.

To bardzo dziwna proza. Malownicze, katastroficzne wizje kończącego się świata, świata ludzi gnijących w klubie, tuszujących oznaki gnicia kolejnymi warstwami makijażu, ludzi-modeli typu „nadęty facet z firmy” w wariancie z brzuchem lub bez, itp. opisane są językiem gotowych sloganów z reklam: „krawędzie pociągu wydawały mi się ostre jak noże z telezakupów, jak ostrzone laserowo cuda zamawiane przez telefon”. Tak jakby ironia, pierwotnie kryjąca się w opisie, zaprzepaszczona została przez głęboko wchłonięty język nachalnego marketingu, tak jakby turpizm i emanacja beznadziei znalazła swój wyraz w hurra-optymistycznym języku idealnego świata z kolorowych pism. I nic nie zdoła tego uratować. „Otworzysz rano oczy i będziesz na czarnym dnie”.